wtorek, 29 maja 2012

Spaghetti al limone


Kiedy przychodzi ochota na pastę niewiele potrzeba, by zaspokoić oczekiwania podniebienia.

Przeglądałem dzisiaj blogi kulinarne, których nie znałem. Przenosiłem się drobnym ruchem ręki i skurczami skomplikowanej struktury mięśni, gdy z mózgu płynął sygnał do kliknięca, do kilku obcych kuchni. W Polsce, na świecie... Nie mogę nadziwić się jak wszystko jest inne, od kiedy byłem dzieckiem. To nie sentymenty ani wzdychanie nad rzeczywistością, której nie ma i nigdy nie było. Jestem w ciągłym oniemieniu, nieustannie się dziwię.
Prawie dwadzieścia lat temu kasety magnetofonowe służyły sąsiadom/tkom do wgrywania gier typu 'kulki' do szarej klawiatury dumniej nazwanej Atari. Nie miałem komputera do czasu osiągnięcia prawnie uregulowanego progu dorosłości. Fascynowały mnie jednak zawsze nowinki techniczne. Jako nastolatek kupowałem z odkładanego kieszonkowego prasę im poświęconą. W jednym z numerów prezentowany był na okładce aparat cyfrowy na dyskietki. Ile zdjęć można było zapisać na 3,5 calowej dyskietce? Pewnie kilka, marnej jakości. Moich ówczesnych podziwów nad sprzętem nie było końca. Pamiętam dobry żart z późnego dzieciństwa - 'zgraj internet na dyskietkę!'. Nie pamiętam za to, w jaki sposób w domu znalazła się pierwsza standardowa klawiatura komputerowa. Może ktoś wyrzucał, wyrzucała i dostałem? Wpisywałem swoje imię i nazwisko udając, że piszę bezwzrokowo.

Dziś dyskietek nie ma w powszechnym użyciu, Kodak zbankrutował, dzieci nie widzą połączenia między kasetą magnetofonową a ołówkiem, widzą między ekranem w ścianie a pieniędzmi. Nie korzystam z kaset, magnetofonów szpulowych, gramofonów. Dzisiaj piszę bezwzrokowo, używam z telefonu, który mieści w połączeniu z siecią wiedzę i doświadczenia milijonów. Gotuję makaron, fotografuję na brudnym tarasie graniczącym z kuchnią a Bliski Mi Michał, Sławka i Paulina w Krakowie, Ania i Małgosia na Pomorzu, Żaba w Szwajcarii, Ewelina, Kasia, Marcin w Warszawie i wiele, wiele, wiele innych osób, które znam i nie, z najdalszych zakątków spojrzy na to, co przygotowałem. Zawiesi oko na dostosowanych do czasów 'kulkach', dzisiaj nitkach.

Szansę dostałem, korzystam z rozdania. Szanse są różne. Karty, którymi gramy, przyjmujemy, często są nieporównywalne. Tak bardzo zajęci jesteśmy grą, skupieni, że w ogóle się nad tym nie zastanawiamy. Słusznie. Zatrzymuję się jednak często przed przed czerwonym światłem lub odjeżdżającym autobusem... bo mi się życiowo nie spieszy.
Leżałem przedwczoraj i wczoraj na ziemi na ogrodzonym skrawku placu zabaw-parku przy domu ciesząc się słoneczną pogodą. Lubię chodzić boso po trawie.


Spaghetti al limone
1 porcja
Składniki:
120-150 g spaghetti (świetnie sprawdzi się jajeczne)
1,5 łyżki oliwy z oliwek dobrej jakości, extra virgine
łyżka parmezanu
pół cytryny
łyżka białego wina
kilka czarnych oliwek
świeżo, grubo mielony czarny pieprz

Makaron ugotowałem w dobrze osolonym wrzątku al dente.
W czasie, gdy makaron się gotował do głębokiego talerza wlałem oliwę, dodałem parmezan, delikatnie startą skórkę z połowy wyszorowanej cytryny (najlepiej niewoskowanej), wkropiłem trochę cytrynowego soku, dodałem wino, pokrojone czarne oliwki (użyłem drylowanych ze słoiczka).

Odsączoną z wody na durszlaku pastę przełożyłem na talerz, dobrze wymieszałem dwoma widelcami z przygotowanym połączeniem pozostałych składników.
Posypałem gotowe danie odrobiną parmezanu i dobrze doprawiłem grubo mielonym pieprzem.
Do talerza świetnie pasuje schłodzone białe lub różowe wino.

niedziela, 27 maja 2012

Czytam


Polka zaprosiła mnie do zabawy. Nie lubię łańcuszków ale mocne wrażenie zrobił na mnie raport Biblioteki Narodowej na temat czytelnictwa więc chętnie przyłączam się do publicznych coming out'ów (wyjść 'z szafy/ukrycia') - tak, zdarza mi się czytać.



O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Najczęściej i najchętniej czytam, kiedy mam ochotę. Czytania nie pojmuję w wąskiej kategorii czytania książek – czytam hasła reklamowe, ulotki, napisy na koszulkach, małe druczki na umowach, ceny, gazety, wyczytuję blogi i komentarze. Książki też. Bardziej od czytania kręci mnie myślenie o tym, co przeczytałem.

Gdzie czytasz?
Wszędzie – trudno zamknąć się na znaki.

Jaki rodzaj książek najchętniej czytasz?
Lubię książki, które dają do myślenia – naukowe, popularnonaukowe, kucharskie. Stosunkowo rzadko sięgam po beletrystykę chociaż mam ulubione pozycje i w tej dziedzinie. Nie jestem dobry w wyliczaniu minionych-ulubionych, dla ilustracji na szybko wymienię Hańbę Coetzee, Dziennik Złodzieja Geneta, Własny pokój (i nie tylko) Woolf, utwory Wilde’a… lubię Woolf za opisy, Wilde’a za poczucie humoru i bawienie się konwencją, Gombrowicza – patrz Wilde, Szymborską za trafność. Czytam/czytałem biografie Marii Curii-Skłodowskiej, Virginii Woolf, osób którymi w danym momencie się interesuję (aktualnie Pankowski). Często dostaję impuls, rekomendację, zwykle zupełnie przypadkowo i odkopuję informacje dotyczące danego/ej autora/ki. Niejednokrotnie jeden/a autor/ka pociągnął/ęła za sobą całą plejadę gwiazd i gwiazdeczek.

Jaką książkę ostatnio kupiłaś/dostałaś?
Ostatnią książką, którą kupiłem jest wywiad rzeka Tomasza Terlikowskiego z ks. Isakowiczem-Zaleskim „Chodzi mi tylko o prawdę”. Mnie chodzi o prawdę w konstruowaniu homoseksualnego Innego przez autora („oni”; „smutni panowie (i panie)”; „lobby”; „”radośni” samobójcy”) więc nie bieduję nad wydanymi złotówkami.
Ostatnio dostałem do przeczytania książkę, od której nie mogę się oderwać od wczoraj…

Co czytasz obecnie?
„Społeczne tworzenie ciała” Adama Buczkowskiego. Szalenie ciekawa pozycja. Autor skupia się na cywilizowaniu ciał (korzystając z kategorii płci kulturowych i biologicznych), ich racjonalizacji (medykalizacja!) i indywidualizowaniu. W rozdziale 2.2. Historia zapachu znalazłem ciekawe wątki, którymi podzielę się na blogu.

Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi?
Używam „zakładek”. Zakładam książki biletami, ulotkami, ostatnio założyłem plikiem znaczków pocztowych, których później szukałem gdy były potrzebne pół godziny (wiedziałem, że są w którejś książce, nie wiedziałem w której). Nie lubię zaginać rogów, jeśli w książce jest potencjał do późniejszego wykorzystania – zaznaczam cytaty i piszę na marginesach ołówkiem. ‘Zakładki’ zwykle zostają w przeczytanych książkach. Ciekawe cytaty zdarza mi się przepisywać, nie mam pamięci do cudzych cytatów.

Ebook czy audiobook?
Nie przepadam za czytaniem z ekranu komputera chociaż to jedyna możliwość obcowania z blogami. Przeraża mnie jakość informacji w internecie. Kiedy na stronie internetowej opiniotwórczej stacji telewizyjnej czytam, że ‘Niezidentyfikowany nabywca kupił za ponad 90 milionów dolarów luksusowy, dwupiętrowy apartament na szczycie wieżowca na Manhattanie’, czuję niesmak. Jeśli jednak dalej ‘nie będą’ go/jej w stanie zidentyfikować a już zapłacił/a - chętnie zajmę się kawalerką!
Audiobooków przesłuchałem w życiu kilka (Ferdydurke Gombrowicza, czyta Piotr Fronczewski, kilka książek z zakresu psychologii sukcesu). Lubię Szymborską czytającą swoje wiersze choć generalnie wolę wytężać wzrok sam.


Jaka jest twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Książek w dzieciństwie miałem z bratem sporo. Tata pracował najpierw w antykwariacie, później, przez krótki czas, prowadził księgarnię (smutne, gdy pasja nie popłaca). To właśnie wtedy narodził się mój fetysz na punkcie papieru, typografii, liternictwa, narzędzi kreślarskich, kolorów i notesów... Notkę historyczną podaję nie bez powodu – prawie trzydzieści lat temu w Polsce nie było wolnej podaży książek.
Lubię baśnie Konopnickiej, które pamiętam z dzieciństwa, wiersze i wierszyki Tuwima, utwory Brzechwy. Godziny przesiadywałem jako dziecko w osiedlowej bibliotece. Dziwnym zrządzeniem Losu rzadko nawiązuję nić porozumienia z osobami, które mieszkając gdzieś nie znają swojego kodu pocztowego i nie potrafią wskazać najbliższej biblioteki. Piszę jak jest, bez zadęcia. Nie ze wszystkimi musimy się lubić.

Ulubiony cytat związany z książkami?
Brak. Czytając odkrywam światy.

Ciekaw jestem co i jak czyta MałgosiaAnoushka i Sarenka.

czwartek, 24 maja 2012

Caprese


Czasem przegryzka nazywa się antipasto i przybiera kolory z flagi Italii. Uderza prostotą ale i połączeniem smaków. Świetna w gorące dni, jak dzisiejszy. Minimum wysiłku, maksimum zadowolenia z efektu.


Teraz, kiedy mogę odetchnąć bo nikt nie ma dłużej zamiaru maltretować mnie Marxem planuję spokojny wieczór w moim małym, wynajętym pokoju. Będą chłodne drinki. Niestety dźwięk kostek lotu gnieżdżących się w mokrej szklance zaintonuje wyobraźnia, zamrażarki brak. Może wpadnie, na pocieszenie, Shirley Bassey, Jonas Kaufmann, może Lana Del Rey... pomyślę też o Capri. Przyjemności!


Caprese
Insalata Caprese

1 kulka mozzarelli
1 średni, dojrzały, bogaty w smak pomidor
kilka listków bazylii
2 łyżki oliwy
łyżka octu balsamicznego
sól, ewentualnie pieprz

Pokroiłem pomidor, mozarellę, ułożyłem plasterki na przemian na talerzu. Przystroiłem listkami bazylii. Skropiłem oliwą, balsamico. Odstawiłem talerz na pół godziny do lodówki. Przed zjedzeniem caprese lekko posoliłem.

PS Argument, że nie można dobrze i tanio zjeść przy minimalnym nakładzie pracy do mnie nie trafia. Zdarzało mi się przeżyć tydzień mając w portfelu 5 euro i ani razu nie kupowałem frytek (podstawowy fast food w Holandii), frykadelek, ani wietnamskich sajgonek sprzedawanych z przyczepy. Inna rzecz, że wszystkie wymienione przekąski kosztują połowę wspomnianego budżetu...

środa, 23 maja 2012

Tagliolini ze szpinakiem i czarnymi oliwkami


Dziś wzywają mnie teorie socjologiczne więc wpadam na blog na jeden moment. Sądna godzina sprawdzianu wiedzy blisko. Dzisiejszy rozsądny obiad w załączeniu.


Pasta ze szpinakiem i czarnymi oliwkami
Pasta con spinaci e olive nere
Pasta with spinach and black olives

1 porcja
Składniki:
150-200 g świeżej pasty (u mnie tagliolini w dwóch kolorach - zielone, ze szpinakiem)
2 łyżki oliwy
ząbek czosnku
wielka garść szpinaku
garstka czarnych oliwek ze słoiczka
2 łyżki śmietanki
czarny pieprz, sól
łyżka parmezanu

Na osolony wrzątek wrzuciłem pastę - gotowałem 4 minuty.
Na patelni podsmażyłem chwilę drobno pokrojony czosnek, dodałem szpinak. Lekko mieszałem podgrzewając całość. Kiedy szpinak stracił na objętości dolałem śmietankę, dorzuciłem pokrojone czarne oliwki, dodałem pieprz. Zagotowałem.
Na patelnię przełożyłem osączony na sicie, ugotowany makaron. Wymieszałem sosem, przełożyłem na talerz. Gotowe danie posypałem tartym parmezanem.

wtorek, 22 maja 2012

Przegryzka


Przegryzka - bardzo podoba mi się słowo, w sam raz na kilka gryzów. Przed wyjściem z domu wczesnym popołudniem miałem ochotę coś przegryźć. Małe danie z przepisu prosi - przegryź mnie!



1 porcja
Składniki:
2 placki tortilli (użyłem pszennych, kupionych)
2 duże plastry żółtego sera o delikatnym smaku
150 g pieczarek
malutka szalotka lub inna cebula (wielkości orzecha włoskiego)
łyżka masła
łyżka octu balsamicznego
sól

Każdy z placków tortilli złożyłem na pół, do środka każdego wsunąłem po dużym kawałku sera.
Ułożyłem tortille na rozgrzanej, suchej patelni grillowej (patelnia nie-grillowa nie odciśnie wzorów ale też nadaje się świetnie).
Na drugiej patelni, na łyżce masła, podsmażyłem drobno pokrojoną szalotkę z pieczarkami przekrojonymi na ćwiartki (nie należy solić, by pieczarki nie wypuszczały soku).
Kiedy placki nabrały kolorów przełożyłem je na talerz. Do miseczki przerzuciłem zarumienione pieczarki, posoliłem, dobrze skropiłem octem balsamicznym.

Tortille z delikatnym serowym smakiem dobrze współgrają z wyraźnymi w smaku pieczarkami.
Smacznego.

poniedziałek, 21 maja 2012

Pappardelle z pomidorkami i rukolą


Nie wiem w co ręce włożyć. Od 6.30 jestem na szybkich obrotach a wciąż pojawiają się kolejne dziwne historie, którymi natychmiast trzeba się zająć. Jeszcze raz usłyszę, że jako 'bezrobotny (wypraszam sobie, robotny jestem nadto!) nie mam co robić', zrobię się zły nie na żarty. Ktoś traci mieszkanie, kto inny potrzebuje na już-teraz dokumentów i zaświadczeń, kolejna pracy zaliczeniowej...

Wróciłem do domu głodny. Czasem miałbym ochotę dostać pod nos przygotowany przez kogo innego/którą inną obiad. Póki co gotuję dla siebie i sobie serwuję. Jeszcze chwila i wszystko się zmieni. Hmm...wiem komu będę gotował i kto ugotuje mi, nie wiemy jednak jeszcze gdzie, ot mały szczegół.
Do rzeczy!
Zamknąłem za drzwiami biurko dokładnie obłożone papierami, telefonami, drukarką, zdjęciami, czym tylko i poszedłem do kuchni zrobić do jedzenia coś z niczego. Warte polecenia COŚ!


Pappardelle z pomidorkami wiśniowymi i rukolą
Pasta con pomodorini freschi e rucola
Pasta with cherry tomatoes and arugula

1 porcja
Składniki:
150-200 g świeżej pasty- u mnie pappardelle
2 łyżki oliwy z oliwek + łyżka do skropienia gotowego dania
mały ząbek czosnku
5 pomidorków wiśniowych
duża garść rukoli (rokietty siewnej)
łyżeczka kaparów

Na osolony wrzątek wrzuciłem pastę - gotowałem pappardelle 4 minuty.

W oczekiwaniu na zagotowanie wody i gotową pastę, na oliwie, na małym ogniu podsmażyłem przez chwilę pokrojony drobno ząbek czosnku, dodałem przekrojone na pół pomidorki wiśniowe. Delikatnie lawirując patelnią obracałem pomidorki i mieszałem sok, który puszczały z oliwą. Po kilku minutach (ok 4) dodałem rukolę, kapary (kapary ze słoiczka należy lekko osuszyć, te konserwowane w soli natomiast przepłukać).
Podgrzałem całość mieszając delikatnie. Odcedzone na durszlaku pappardelle przerzuciłem na patelnię, delikatnie wymieszałem całość, przełożyłem na talerz.
Skropiłem delikatnie oliwą.

Smacznego!

niedziela, 20 maja 2012

Placuszki z cukinii z żurawiną


Moje dzisiejsze drugie śniadanie lub przed-obiad w dniu, kiedy sklepy otwierają się dopiero po południu, a i to od niedawna. Niedziela, wcale nie-leniwa niedziela. Na biurku czeka na mnie kolejny stos papierów do 'przerobienia'. Ciekawe są teorie socjologiczne ale wymaganie, by przez kilka godzin, na czas egzaminu, poruszać się w dyscyplinie z precyzją rosyjskiego akrobaty zupełnie mnie nie bawi. I jeszcze oczekiwanie, by upraszczać, zakładać że złożoność materii/zachowań/umysłów nie istnieje bo z krzywej jasno wynika jak przedstawia się rozkład czynnika. Gdybym to ja umiał zapamiętywać bez zrozumienia... nie świeciłabym jak tylko dla ciebie.
Dużo za dużo.
Życzenie
Gdybym ja była słoneczkiem na niebie,
Nie świeciłabym jak tylko dla ciebie,
Ani na wody, ani na lasy.
Ale na wszystkie czasy,
Pod twym okienkiem i tylko dla ciebie.

Gdybym w słoneczko mogła zmienić siebie.
Gdybym ja była ptaszkiem z tego gaju,
Tylko bym w twoim chciała śpiewać kraju,
Ani na wody, ani na lasy,
Ale po wszystkie czasy,
Pod twym okienkiem i tylko dla ciebie,
Czemuż nie mogę w ptaszka zmienić siebie!

sł. Stefan Witwicki
muz. Fryderyk Chopin op. 74 nr. 1

Wykonawczynie: Dorota Mężyk - Gębska - mezzosopran, Barbara Ropelewska - fortepian

PS Komentarze spod filmu zrobiły mi dzień: 1/ Babcia mi to śpiewała jak byłam mała 2/Spoko to jest nawet!


Placuszki z cukinii z żurawiną
Frittelle di zucchine con mirtillo rosso
Zucchini pancakes with cranberries

Mała porcja dla 2 osób/duża porcja dla jednej osoby
Składniki:
1 średnia cukinia
garstka suszonej żurawiny
jajko
garstka parmezanu
ok 3 łyżki mąki
biały pieprz
1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
sól
olej do smażenia

jogurt naturalny (mały kubek)

Cukinię dobrze umyłem, odkroiłem końce. Na tarce o grubych okach starłem warzywo. Dodałem żurawinę, jajko, parmezan. Wymieszałem do połączenia składników. Następnie dodałem mąkę, proszek do pieczenia, przyprawiłem białym pieprzem. Mąki dodałem tyle, by mieszanina była dość spoista ale tylko tyle, by połączyła składniki (nie chciałem placków z cukinią a placki z cukinii).
Sól pominąłem ponieważ powoduje, że cukinia wydziela dużo wody i musiałbym podsypywać mąki.
Smażyłem na oleju słonecznikowym do zarumienienia placów z obu stron. Odkładałem każdy gotowy placek na ręcznik papierowy, by pozbył się nadmiaru tłuszczu.

Podałem z osolonym jogurtem naturalnym.

sobota, 19 maja 2012

Pyszna kanapka


Dzisiaj krótki, treściwy wpis z szybką w przygotowaniu, pyszną... kanapką.


Połączenie smaków odkryłem zupełnie przypadkiem. Z grupą studentów z jednego z kursów pojechaliśmy do Brukseli. Ciekawość moja związana z wyjazdem nie miała końca bo witała nas w swoich progach COMECE (Commision of the Bishops' Conferences of the European Community) - organizacja/komisja lobbująca za katolicyzmem w ramach unijnych procesów legislacyjnych. Podążaliśmy drogą teoretycznych konstruktów odnoszących się do miksu religii i polityki, zorganizowano nam więc wykład 'jak wygląda praktyka'. O wkładaniu kija w mrowisko-dyskusję pisał nie będę, napiszę o poczęstunku, który na nas czekał. Po przyjeździe zostaliśmy ugoszczeni kanapkami. Nic szczególnego, mogłoby się wydawać. Mylne założenie. Nie pamiętam z talerza innych bułek, prócz tego jednego, pysznego cuda. Proste składniki (ser kozi dostępny jest nawet w tanich, niemieckich sklepach w Polsce... i tych samych sklepach w Holandii), minimum pracy, a efekt... ach, ten efekt.


Pyszna kanapka
Panino delizioso
Delicious sandwich

Bagietka
Masło
Rukola (rokietta siewna)
Miękki ser kozi
Suszone figi

Kawałek bagietki przekroiłem wzdłuż, posmarowałem odrobiną masła. Ułożyłem na bułce kolejno rukolę, pokrojony ser kozi (każdy miękki się sprawdzi), pokrojone suszone figi.

To jest pyszne!

piątek, 18 maja 2012

Risotto z białymi szparagami i groszkiem


Pozostanę w dzisiejszym wpisie w temacie okołonocnym. Fatalnie dzisiaj spałem. Miałem koszmary, budziłem się co chwilę, nad ranem miałem problemy z ponownym zaśnięciem. Mało przyjemne doświadczenie. O tyle to sytuacja dziwna, że zwykle wieczorem układam się w pozycji horyzontalnej i po dwóch minutach smacznie śpię do samego rana. Szkoda być może więc, że nigdy specjalnie nie ceniłem snu. Śpię bo muszę (pastisz - palę bo lubię). Czasem zdarza mi się, że podchwycę fabułę nocnej opowieści, którą wyświetla mi głowa porządkując myśli. Od czasu do czasu zdarza mi się też zapamiętać szczegóły projekcji, zwłaszcza, kiedy sen był 'namacalny'. Z dużą przyjemnością oddaje się później analizowaniu poszczególnych wątków, faktów, obecnych osób. Skąd wzięła się w moim śnie dziewczyna, którą poznałem w dzieciństwie i widziałem raz w życiu? Jak jest możliwe, że byłem na ślubie babci? BABCI?!
Bawi mnie doszukiwanie się umocowanych w rzeczywistości doświadczeń, które wracają nocami nieustematyzowane, kierujące się własną pokraczną logiką.

W kolejnym tygodniu czeka mnie spory egzamin. Do oddania mam też mały papier i dwa papierki-koncepty prac, które przygotować muszę do połowy czerwca, by zaliczyć semestr. Ciągle nie wiem co z wakacjami - gdzie będę, co będę robił, jak na to wszystko zarobię? Próg wytrzymałości na bałagan wokół mam dość duży, chociaż paraliżuje mnie niezaplanowana, totalnie nieznana przyszłość. Skupić się w takich sytuacjach nie mogą na teraźniejszości co tylko pogłębia paraliż. "Bird by bird" powtarzam sobie i relatywizuję. W relatywizacji mocny ze mnie zawodnik. Powtarzalne schematy na długą metę się nie sprawdzają, istnieje więc ciągła potrzeba nowych tematów, łamanych zasad i krzywych zwierciadeł, by na chwilę przenieść się w inną rzeczywistość, pozwolić sobie odpocząć od zastanej.

Nie brakuje powtarzanych motywów: Niesamowite z jak zawrotną prędkością kręcę się wokół ziemskiej osi. Tak, TERAZ! Ile jest aktualnie osób na orbicie? Podejrzewam niestety, że nawet gdyby astronauci/-tki byliby/byłyby teraz głodni/-e nie mają możliwości spróbowania risotto ze szparagami i groszkiem. Niektórzy/-e to mają naprawdę źle.


Risotto z białymi szparagami i groszkiem
Risotto agli asparagi bianchi e piselli
Risotto with asparagus and green peas

Składniki na 2 porcje:
łyżka oliwy
2 łyżki masła
mała (trochę większa niż orzech włoski) szalotka lub inna cebulka
200 g ryżu do risotto (użyłem arborio)
150 ml białego wina
6 grubych białych szparagów
duża garść zielonego groszku
500 ml lekkiego bulionu warzywnego
mała garstka tartego parmezanu
sól
pół łyżeczki cukru
sok z ósemki cytryny

Umyłem warzywa. Obieraczką obrałem szparagi na długości ok 2/3 od końca każdego pędu. Trzymając szparag oburącz przesuwałem kciuk od końca po każdym pędzie, by odłamać zdrętwiałe końce (ok 2 cm). Można też szparagom końce po prostu odciąć. Odkroiłem główki (ok 3 cm).

Przegotowałem bulion - zostawiłem garnek na bardzo małym gazie, by wywar był ciągle gorący.
Nastawiłem ok. 400 ml wody w garnku do zagotowania (tyle, by przykryła przygotowane szparagi).

Szalotkę drobno pokroiłem w piórka. Podsmażyłem na wolnym ogniu na patelni na łyżce oliwy i łyżce masła. Cebulka powinna się zeszklić, nie dopuszczamy, by zbrązowiała. Na patelnię wysypałem suchy ryż i podgrzałem go z cebulą do czasu, gdy ziarna stały się przejrzyste (ok 2 minuty), ciągle mieszając. Do ryżu wlałem białe wino, zaczekałem, by wyparowało pozostawiając swój delikatny ślad w potrawie. Kolejno wlewałem na patelnię przygotowany bulion warzywny po chochli, czekając z kolejną, by poprzednia wchłonęła się/wyparowała.

Wrzątek w garnku ocukrzyłem, dodałem szczyptę soli, sok z cytryny. Wrzuciłem na gotującą się wodę dolną część szparagów. Gotowałem ok 4 minuty, po czym dorzuciłem główki warzyw i gotowałem kolejne 2-3. Wyłowiłem pędy. Wodę po gotowaniu dolałem do bulionu.

Po około dziesięciu minutach do ryżu dodałem groszek, by dać mu kilka minut na ugotowanie. Gdy ryż był miękki (każde ziarno ryżu powinno w środkowej części stawiać lekki opór zębom) dodałem przygotowane szparagi, garstkę parmezanu, łyżkę masła. Wymieszałem wszystko delikatnie, odstawiłem pod przykryciem na 2 minuty.
Porcję risotto na talerzu posypałem odrobiną pozostałego, startego parmezanu.

czwartek, 17 maja 2012

Jajka w pomidorach


Dzisiejsze danie każdorazowo, kiedy o nim myślę skłania mnie do zachwytu nad porankami. Uwielbiam poranki.


Nauczyłem się tuż przed pójściem spać nastawiać budzik nawet, kiedy kolejnego dnia mam słodkie wolne. To jeden z tych wieczornych rytuałów, których nikomu odmówić nie można. Niektórzy/-e szykują ubrania na kolejny dzień, by potem złościć się, że pogoda nie taka i jasne spodnie wodą z kałuży przybrudzą. Inni/-e pakują plecaki, robią kanapki do pracy, czyszczą buty, spacerują z psem, wcierają oliwkę, czytają w łóżku, zakładają przepaskę na oczy, biorą długą kąpiel czy... myją zęby. Każda z wymienionych czynności jednym wydawać się może 'dziwna', innych obarczona rutyną, kolejnych - błogim pogodzeniem się z cyklicznością.

Nie mam problemów ze wstawaniem. Otwieram rano oczy i zwykle jestem gotowy do działania (prócz bardzo rzadkich przypadków, kiedy chce mi się dalej spać i ledwie odrywam głowę od poduszki). Zwykle to właśnie o poranku czuję rozpierającą energię, zwłaszcza gdy za oknem słonecznie. Otwieram wyimaginowane okiennice i widzę jasność. Nic nie widzę, światło nie pozwala. Zamykam powieki i pozwalam ciału na przywitanie się z nowym dniem, wystawiam się na produkcję witaminy D. Mam ochotę na dobre śniadanie, gazetę, kawę.

Gdy rano mam dużo czasu i mogę zadbać o świeże pieczywo, któremu przecinający nóż bezwzględnie będzie wypaczał gładką, zewnętrzną powierzchnię wbijając w nią zęby, lubię przywiązywać do śniadania szczególną uwagę. Mogę więc jeść długo ale i nie przeszkadza mi dłuższe przygotowanie tego, co znajduje się finalnie na talerzu. Leniwe niedzielne poranki, soboty albo świąteczne przedpołudnia aż proszą się o jajka w pomidorach.

Jajka w pomidorach
Jajka w pomidorach
Uova al sugo
Eggs in tomato sauce

Porcja dla 2-3 osób
Sos pomidorowySkładniki:
2 łyżki oliwy z oliwek
mały ząbek czosnku
puszka pomidorów (w wersji super szybkiej - krojonych)
łyżeczka octu balsamicznego
płaska łyżeczka cukru
duża szczypta suszonego oregano (lub kilka świeżych listków)
duża szczypta suszonej bazylii (lub kilka świeżych listków)
sól


Dodatkowo:
5-6 jajek
sól, pieprz, bazylia/oregano

Do przygotowania jajek w pomidorach potrzebujemy dużej patelni z pokrywką. Dla chcącego/-ej nic trudnego - patelnię można przykryć dużym talerzem; sprawdzone.
Zaczynam od podstawowego sosu pomidorowego:

Kroję drobno czosnek, wrzucam na ciepłą oliwę na patelni, podsmażam chwilę na małym ogniu (minuta, dwie, czosnek nie powinien się rumienić). Kolejno wylewam na patelnię zawartość puszki. Do 'pustej' puszki wlewam odrobinę (40-60 ml) wody, zbieram osiadły na bokach sos kołysząc nią i dolewam całość do pomidorów na patelni. Łyżką odkrajam zgrubienia z górnej części pomidorów, wyławiam ewentualne skórki. Rozdrabniam pomidory i gotuję całość na wolnym ogniu. Do kilku minutach dodaję ocet balsamiczny, cukier i przyprawy, całość gotuję jeszcze do zgęstnienia sosu i miękkości kawałków pomidorów (całkowity czas gotowania to ponad 10 minut). Gdy dodaję świeże zioła rwę listki na kawałeczki i dorzucam do sosu na sam koniec gotowania. Solę sos do smaku.

W przepisie czosnek zastąpić można cebulą lub pominąć (nie wszyscy w końcu lubią cebulę i czosnek).

Łyżką w dość gęstym sosie, ciągle na małym gazie, robię 'prześwity' w które wbijam jajka (niezamierzony wkręt dający pole do swobodnej interpretacji). Solę je, pieprzę. Patelnię po wbiciu jajek przykrywam i pozwalam jajkom się gotować. Długość gotowania wpływa oczywiście na stopień miękkości żółtek, ja wybieram dość płynne czyli czekam aż białka tylko się zetną.

Po przygotowaniu jajek posypałem je na patelni porwanymi liśćmi bazylii. Używając suchych ziół - bazylię/oregano dodajemy razem z solą i pieprzem.

Smacznego!

Dzisiejszy wpis dedykuję Sławce i Paulinie czekając na kolejne śniadania i rozmowy.

środa, 16 maja 2012

Grillowana cukinia w aromatycznej oliwie


Wpadłem w szał grillowania od czasu, kiedy kilka tygodni temu kupiłem dwie kolejne używane patelnie grillowe- trzecią i czwartą, drugą stalową, drugą żeliwną. Wszystkie przygarnąłem ze sklepów/targów z używanym sprzętem kuchennym bo właściciele/-ki już ich nie chcieli/-ały...
(piosenka dobra na wszystko)

...Pierwsza i druga patelnia leży teraz jednak spakowana w pudełko razem z książkami i inną udomowioną materią półtora tysiąca kilometrów ode mnie.
Pewnie jest im smutno...
jak lampie z minutowej reklamy znanej marki (reżyseria Spike Jonze)*
(reklama dźwignią handlu)

Przepis na grillowaną cukinię wpisywałem już do innego wirtualnego zeszytu 3 lata temu (kto by pomyślał!), wiem nawet, że był testowany, BA! Obronił się!


Grillowana cukinia w aromatycznej oliwie
Zucchine grigliate sott'olio aromatizzato
Grilled zucchini in flavored olive oil

2 średniej wielkości cukinie
3 duże ząbki czosnku
pół pęczka natki pietruszki
sól
oliwa z oliwek (ok. 250ml)

Cukinie umyłem, odciąłem końce, przekroiłem na pół. Na mandolinie pokroiłem je wzdłuż na cienkie paski.
Grillowałem kawałki z obu stron na rozgrzanej patelni. Odkładałem do ostygnięcia.
Drobno pokroiłem obrane ząbki czosnku, posiekałem natkę pietruszki.
W naczyniu (może być duży słoik) układałem warstwę grillowanej cukinii, zasypywałem ją przygotowaną natką i czosnkiem, lekko soliłem, cukinia, natka z czosnkiem, trochę soli...
Zalałem warstwy oliwą, przykryłem, całość odstawiłem do lodówki. Kolejnego dnia cukinia była 'gotowa do spożycia' (bardzo techniczne określenie - wcale nie kojarzy mi się dobrze, podobnie jak skrawanie czy obróbka cieplna).

Cukinię zastępuję od czasu do czasu bakłażanem albo mieszam warzywa do grillowania (WARZYWO - TO brzmi dumnie!). Natkę pietruszki wymieniam na nać selera. Przygotowany dodatek stoi w mojej lodówce, bez uszczerbku na jakości, zwykle tydzień.

Grillowana cukinia w oliwie to pyszny dodatek do pieczywa - na zdjęciu ciabatta z kremowym serkiem, druga z brie.

Odbiór

* Zgadzam się z moknącym panem - przedmioty nie mają uczuć;)

wtorek, 15 maja 2012

Grillowane zielone szparagi w wiosennej ramie


Można odnieść wrażenie, że na moim talerzu ze zdjęcia 'za dużo się dzieje'. Nic bardziej mylnego, spieszę z wyjaśnieniami:
Na zdjęciu poniżej znajduje się moja wczorajsza kolacja, którą uznałem za celebrację wiosny. Pogoda była ładna, słonecznie, na talerzu zielono, a ja - głodny. Przyjemnie patrzeć na mały, wkomponowany w kadr talerzyk - zgadzam się. Głód jednak nie sprzyja robieniu zakupów i zdjęć, absolutnie.

Szybki wniosek wyprowadzony nielogicznie z dziwnych przesłanek:
często dużo dobrego robi tylko w-s-p-a-n-i-a-l-e!

Miałem ochotę na grillowane szparagi w wiosennej ramie. Temat potraktowałem w sposób prosty, by nie 'zabrudzić' czystych, świeżych smaków.



Wiosenna sałatka z grillowanymi zielonymi szparagami
Spring salad con asparagi verdi alla griglia
Spring salad with grilled green asparagus

1 duża porcja
Składniki:
6 zielonych szparagów
duża garść zielonego groszku
garść młodej botwinki
garść poszarpanej czerwonej karbowanej sałaty
pół garści rukoli
2 kawałki awokado
pół cytryny
pół łyżeczki cukru
szczypta soli

Do wrzątku, do obgotowania szparagów dodałem:
dużą szczyptę cukru
sok z ćwiartki cytryny
łyżkę oliwy z oliwek
szczyptę soli

Groszek wrzuciłem na osolony wrzątek, gotowałem 4 minuty. Odcedziłem na durszlaku.
Szparagom odłamałem zdrętwiałe końce - delikatnie naciskałem kciukiem na koniec szparaga - przesuwałem kciuk w stronę główki... do czasu przełamania pędu (moje łamały się ok. 2 cm od końcowej części). Wrzuciłem szparagi w całości na ocukrzony, osolony wrzątek (tylko tyle wody, by je przykryła) z dodatkiem soku z cytryny i soli. Najkorzystniej byłoby obgotować szparagi w garnku przeznaczonym dla nich, nie posiadam. Szparagi obgotowałem przez chwilę - 4 minuty!, odcedziłem, pozwoliłem im lekko przestygnąć. Dodatek oliwy do wrzątku, w którym były gotowane pozwolił na późniejsze szybkie zgrillowanie warzyw na patelni grillowej ponieważ dalej otulone były delikatnym, oleistym filtrem. Grillowałem szparagi obracając je minuty-dwóch.
W małym naczyniu rozpuściłem w odrobinie soku z cytryny szczyptę cukru i soli, dodałem oliwę, rozmieszałem.

Na talerzu ułożyłem botwinkę wymieszaną z czerwoną sałatą i rukolą, posypałem przygotowanym groszkiem. Na stos na talerzu powędrowały kawałki awokado, na nie i obok - gorące szparagi prosto z patelni. Polałem całość przygotowaną zalewą, podałem z kawałkami cytryny.


Niebo w gębie!
PS Do sałatki świetnie pasowałby wędzony łosoś.

poniedziałek, 14 maja 2012

Sos pomidorowy - podstawy


Lubię kuchnię włoską za bezpretensjonalność. Sos pomidorowy podany na przelanych wodą, rozgotowanych kluchach 'bo-tak-ładniej-wygląda' serwuje się w Polsce cichym i sztywnym, jakby połknęli kije od szczotek biesiadnikom. Pasta oblepiająca każdą nitkę spaghetti, ciągnąca się mozzarella, warzywa wmieszane z sos, oliwa, gwar... z tym kojarzy mi się włoskie jedzenie pasty - ze smakiem i serwetkami, z szałem kubków smakowych, kiedy oderwany kawałek chleba zbiera ostatki sosu z talerza.

Pisałem wczoraj krótko o pasji i jej odbiorze. Rozczulają mnie i przyciągają jak magnes osoby zachwycające się nad tym co na łyżce, czy nakłute na widelec. Antonio Carluccio i Gennaro Contaldo w programie 'Two Greedy Italians', który emitowało BBC podróżowali po Włoszech w poszukiwaniu wspomnień związanych z dzieciństwem spędzonym na Półwyspie (obaj przenieśli się do Anglii). Mimo, że teatralnie odgrywali zachwyt nad każdym talerzem - jest coś wspaniałego w radości z posiłku. Rusza mnie to. Pomysł na tytuł dla mojego wirtualnego kąta pojawił się po którymś z odcinków wyprawy Antonio i Gennaro do Italii. Sam też jestem zachłanny na jedzenie, łakomy wręcz.

Gotowanie sprawia mi dużo radości. Nie mam problemu z wymyślaniem kombinacji chociaż nie raz, nie dwa zdarzyło mi się jeść potrawy (z zasady nie wyrzucam jedzenia), które sam przyrządziłem ale... nie próbowałem nawet zapisać ich w pamięci. Błędy uczą najwięcej, nie przestanę eksperymentować.
Widziałem też w kuchni, nie tylko swojej, wiele: nieumiejętność ugotowania ziemniaków, krojenie na desce do krojenia foliowej paczki ze spaghetti w poprzek, na pół, 'bo-łatwiej-będzie-się-jadło' [Piotrek - dziękuję za obiad!] czy miałem styczność z bardzo ograniczonym, nieustannie powtarzanym domowym menu wzbogacanym czy wręcz bazującym na sosach ze słoika, gotowych, zamrożonych daniach, parówkach ['Michał! Tam jest pies z budą zmielony!'- Monia, uwielbiam ten cytat z Ciebie, pozdrowienia ślę mocarne!].

Etykietuję/taguję przepisy jak dzisiejszy - na szybki sos pomidorowy na bazie pomidorów z puszki - 'podstawy'. Dla osób, które potrzebują jasnych wskazówek w kuchni, stresują się, spinają a jednak z jakiś powodów czekają aż wyjdzie, aż tym razem się uda. To bardzo cenne.

Sos pomidorowy
Sos pomidorowy
Sugo di pomodoro
Basic tomato sauce

Składniki:
2 łyżki oliwy z oliwek
mały ząbek czosnku
puszka pomidorów (w wersji super szybkiej - krojonych)
łyżeczka octu balsamicznego
płaska łyżeczka cukru
duża szczypta suszonego oregano (lub kilka świeżych listków)
duża szczypta suszonej bazylii (lub kilka świeżych listków)
sól

Kroję drobno czosnek, wrzucam na ciepłą oliwę na patelni, podsmażam chwilę na małym ogniu (minuta, dwie, czosnek nie powinien się rumienić). Kolejno wylewam na patelnię zawartość puszki. Do 'pustej' puszki wlewam odrobinę (40-60 ml) wody, zbieram osiadły na bokach sos kołysząc nią i dolewam całość do pomidorów na patelni. Łyżką odkrajam zgrubienia z górnej części pomidorów, wyławiam ewentualne skórki. Rozdrabniam pomidory i gotuję całość na wolnym ogniu. Do kilku minutach dodaję ocet balsamiczny, cukier i przyprawy, całość gotuję jeszcze do zgęstnienia sosu i miękkości kawałków pomidorów (całkowity czas gotowania to ponad 10 minut). Gdy dodaję świeże zioła rwę listki na kawałeczki i dorzucam do sosu na sam koniec gotowania, w momencie, gdy wyłączam już gaz spod patelni. Na koniec solę sos do smaku.

Przepis niedługo zostanie wykorzystany na blogu w jednym z moich ulubionych dań śniadaniowych.

niedziela, 13 maja 2012

Risotto z bakłażanem i czerwoną papryką


Zastanawiam się ostatnio nad pasją - znaczeniem, wpływem i odbiorem. Fascynuje mnie charakterystyczny błysk w oku i rozmarzony wzrok osoby, która przenosi się w bardzo intymny, wewnętrzny świat, gdy opowiada na przykład o jedzeniu lub innych przyjemnościach, którym oddaje się z zamiłowaniem. Z pasją właśnie. Niesamowite jak osoba taka nagle, ni stąd ni zowąd... piękniejeJak blisko pasji do 'ukrytego' fetyszyzmu? Marzenia mają magiczną moc przyciągania albo przeciwnie - z łatwością wyobrażam sobie, że rozmarzony/-a spotyka się z podejrzeniem albo diagnozą obłędu. Potrzeby wykraczania poza codzienność interpretacji potrzeba.


Kiedy myślę o konsystencji risotto - rozmarzam się. Ciężki przypadek, taka karma.


Risotto z bakłażanem i czerwoną papryką
Risotto alle melanzane e peperone rosso
Risotto with aubergine and red pepper

2 porcje
Składniki:
mały bakłażan
średnia czerwona papryka
kilka łyżek oliwy z oliwek
2 łyżki masła
250 g ryżu do risotto (użyłem Arborio)
3/4 l bulionu warzywnego
sól, biały pieprz
mała garstka tartego parmezanu

Zagotowałem bulion i zmniejszyłem do minimum płomień pod garnkiem z wywarem. Pokroiłem umytego bakłażana i paprykę na kostki o boku ok. centymetra. Na dużej patelni rozgrzałem 2-3 łyżki oliwy z łyżką masła, warzywa przez około 3 minuty podsmażałem (bakłażan wchłonął jak gąbka prawie cały tłuszcz ale delikatnie obracałem łopatką kostki warzyw dalej). Wsypałem suchy ryż na patelnię z warzywami, rozgrzewałem przez kolejne około dwie minuty aż ziarenka stały się przejrzyste. Na patelnię wlałem pierwszą chochlę bulionu. Dokładnie rozprowadziłem wywar warzywny i mieszając dość często dolewałem bulion, kiedy wyparowywał poprzednio dolany (wywar powinien być ciągle gorący by nie zatrzymywać gotowania ryżu). Po kilkunastu minutach sprawdziłem, czy ryż jest ugotowany - ziarna powinny być miękkie zachowując jednocześnie twardawą grudkę w środku. Lubię jasny, prosty smak risotto - doprawiłem całość jedynie solą i białym pieprzem.
Wyłączyłem gaz pod patelnią. W ryż wmieszałem łyżkę masła i małą garstkę tartego parmezanu. Przykryłem patelnię pokrywką, odstawiłem na 2 minuty, po czym oddałem się rozkoszom jedzenia [peccati di gola].

sobota, 12 maja 2012

Białe szparagi z kremową jajecznicą i parmezanem


Sezon na ciężkie kwiecie rododendronów i szparagi rozpoczęty. Co chwilę na mieście mijam różowe wyspy zwracające na siebie uwagę, co rusz leżakują w sklepach i na straganach białe i zielone pędy szparagówWiosna! Choć jeszcze chłodno, bo w odróżnieniu od fali tropików, która przewinęła się przez Polskę, w Holandii naprawdę ciepło jeszcze nie było.

Dzisiaj promienie słoneczne przyjemnie przymykające powieki zaglądają do pokoju przez okno.
Czas na sobotnie bazarowe zakupy. Truskawki mam nadzieję już na mnie czekają.



Białe szparagi z kremową jajecznicą i parmezanem
Asparagi bianchi con cremose uova strapazzate e Parmigiano Reggiano
White asparagus with creamy scrambled eggs and Parmigiano Reggiano


1 porcja
Składniki:
pół pęczka białych szparagów
czubata łyżeczka brązowego cukru
łyżeczka soli
sok z połowy małej cytryny
kilka kropli oliwy z oliwek

2 duże jajka
łyżeczka masła
niepełna łyżka śmietanki
sól

starty parmezan do posypania

Odciąłem szparagom zdrętwiałe końce (około 1,5 centymetra). Obieraczką do warzyw obrałem pędy na ok. 2/3 długości. Odciąłem główki (ok. 4 cm).
Zagotowałem wodę - tyle tylko, żeby przykryła przygotowane szparagi. Ocukrzyłem wodę, osoliłem, dodałem sok z cytryny i kilka kropel oliwy. Na wrzątek wrzuciłem najpierw środkową część pędów, gotowałem około 6 minut, dorzuciłem górną część i gotowałem kolejnych kilka. Szparagi mają różną grubość - za każdym razem, kiedy je gotuję sprawdzam czy są gotowe próbując kawałek wyjęty z garnka.

Na patelni rozgrzałem masło, wbiłem jajka. Posoliłem. Pozwoliłem białkom dobrze się ściąć uważając, by nie zaczęły się rumienić od spodu. Rozerwałem jajka na większe kawałki, wymieszałem w rozlewającym się żółtku. Kiedy jajecznica prawie całkowicie ścięła się dodałem śmietankę. Lekko wymieszałem i podgrzałem przez pół minuty.

Na talerzu ułożyłem odcedzone szparagi, na nich jajecznicę. Całość posypałem parmezanem.
Smacznego

piątek, 11 maja 2012

Coś się zaczyna i kończy

Będę oszczędny w słowach chociaż, kto mnie zna ten/ta wie, że gadulstwa odmówić mi nie można.
Postanowiłem zamknąć interes, otworzyć inny.
Z tego zacnego, bo mojego, miejsca chciałbym Wam BARDZO podziękować za moją przygodę, której byliście/byłyście udziałem.

Zapraszam w moje nowe, wirtualne kąty:
www.greedymich.blogspot.com
[red.: nieaktualne, wróciłem:]

Zamieściłem kilka słów komentarza odnośnie mojego realnego zniknięcia z wirtualnego bytowania.
Na blogu znajduje się również pierwszy przepis.


Jeśli zauważycie błędy, przekłamania, coś będzie raziło, biło po oczach lub epatowało prośbą o komentarz - nie lękajcie się!
Dziękuję
Michał

Grillowane bakłażany z kaszą jęczmienną



Grillowane bakłażany z kaszą jęczmienną 
Melanzane alla griglia con cereali orzo
Grilled aubergine with barley cereal
2 porcje


Składniki:
1 średni bakłażan
2 łyżki oleju słonecznikowego
ząbek czosnku

150 g kaszy jęczmiennej
sól
mała garść suszonych śliwek
2 łyżki oliwy z oliwek
łyżka soku z cytryny
kilka listków mięty
kilka listków naci pietruszki

Kaszę jęczmienną gotowałem w osolonej wodzie zgodnie z instrukcją z opakowania.
Rozgrzałem dobrze patelnię grillową na średnim ogniu. Umyty bakłażan pokroiłem w poprzek na plastry o szerokości ok. pół centymetra. Każdy plaster posmarowałem z obu stron olejem roślinnym o neutralnym smaku (oliwa nie nadaje się - szybko zaczęłaby się palić) i ułożyłem plastry na gorącej patelni. Przewracałem łopatką raz czy dwa każdą część warzywa. Grillowałem dopóki plastry stały się miękkie i elastyczne, odcisnęły się na nich charakterystyczne ślady od patelni.
Kiedy bakłażan był już gotowy, w rogu patelni grillowej, gdzie temperatura jest niższa niż w środkowej części, przez chwilę, podsmażyłem na kilku kroplach oleju pokrojony drobno ząbek czosnku.

Do gorącej odcedzonej z wody kaszy dodałem pokrojone suszone śliwki, oliwę z oliwek, wycisnąłem sok z cytryny. Na koniec wmieszałem poszatkowaną nać pietruszki i miętę.
Usmażony czosnek ułożyłem na skropionym oliwą bakłażanie, alternatywą jest dodanie czosnku bezpośrednio do kaszy.

czwartek, 10 maja 2012

Gdzie byłem, gdy mnie nie było. Rozliczenie


Zacznę z grubej rury, potem wszystko wyda mi się prostsze. Dwa lata temu miałem wypadek, który odbił się na mojej obecności nieobecności w blogosferze:


Będąc we Włoszech pewnego słonecznego, letniego dnia zdarzyło mi się bliskie spotkanie z rozpędzonym samochodem. Historia, której nikt nie jest w stanie przewidzieć, nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który odbić się może i głęboko wryć w przyszłe funkcjonowanie, choć nie musi. Po około tygodniu od zdarzenia, jeszcze w szpitalu, zorientowałem się nad filiżanką pierwszego regularnego espresso w szpitalnym barze... że nie mam węchu.

Trudno jest mi opisać jak ważny był dla mnie zmysł węchu, podobnie jak trudno przekazać subiektywną złożoność sytuacji. W każdym razie pierwszej nocy po nabraniu świadomości odnośnie tego, co rzeczywiście zdarzyło się na ulicy Santa Lucia, przy której mieszkałem w Perugii, nie wspominam dobrze. Masochistyczne wynajdowałem coraz to kolejne sytuacje, które nigdy nie będą mi więcej dane: wizyty w perfumeriach, odbieranie zapachu asfaltu po letnim deszczu, słodkiego zapachu pieczonego ciasta, sprawdzanie świeżości produktów po zapachu... no właśnie - gotowanie i wszystko co związane z kuchnią (w tym fotografia). Wmówiłem sobie finalnie, że NIC nie będzie takie samo (zadziwiające jak proste mechanizmy nami rządzą, a wydaje się, że jesteśmy tacy... złożeni), kiedy od lekarza uzyskałem zdawkową informację, że 'nie ma terapii; nie da się leczyć; może wróci; trzeba czekać; nie, nie wiadomo jak długo czekać'.

Po powrocie do Warszawy zacząłem drogę przez diagnozy, rehabilitacje, naświetlania, lasery, masaże, psychoterapię. To w Warszawie spotkałem wspaniałą osobę, z którą pracowałem nad kwestią 'mojej straty', po tym, gdy przypadkiem trafiłem na ogłoszenie o pomocy psychologicznej finansowanej z norweskiego grantu dla ofiar i bliskich ofiar wypadków drogowych. Nie było mi łatwo, nie mam zamiaru umniejszać niczyjej pracy w podobnych sytuacjach. Podczas psychoterapii odkryłem nowe lądy - zaledwie wierzchołek góry lodowej (chociaż cieszy mnie, jakbym co najmniej odkrył Amerykę) problemów neuropsychologicznych. W ramach powrotu do zdrowia czytałem książki poświęcone neurologii: historie o malarzu, który stracił widzenie kolorów, czy o "Mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem" (polecam m.in. książki Olivera Sacksa czy Alexa Munthe). Poznałem osoby, przynajmniej z kart książek, które nie czuły zapachów, podobnie jak ja albo... czuły je z olbrzymią intensywnością, będąc wręcz przeczulone na każdy odorant. Babcia ma powiedzenie, które wybitnie nie pasuje do blogu kulinarnego, jednocześnie trudno go nie przywołać. Coś o urodzaju, jak nie urodzaj... albo... jego braku.

A gotowanie? Gotowanie rzeczywiście nie było takie samo. Początki, jak łatwo się domyślić, były najgorsze. Ciągle pytałem biesiadników, głównie jednego - domowego, czy to co przygotowuję jest smaczne. Zatraciłem wyczucie i pewność siebie, z których zawsze korzystałem w kuchni. Straciłem grunt pod nogami ujmując temat metaforycznie. Bolesne stały się komentarze typu: 'jak pięknie pachnie to ciasto!', choć od początku wiedziałem, że od tematu nie ucieknę i muszę pogodzić się z rzeczywistością.

Precyzując fakty - zmysł smaku pozostał. Wynikiem wypadku uczyłem się więc skupiać na innych obszarach potraw, które stanowią o daniu - strukturze, czy w końcu smaku właśnie. Nie umiem wytłumaczyć jak bardzo smak połączony jest z węchem, niemożność przekazania w słowach faktu nie stanowi jednak, całe szczęście, o jego nieistnieniu. Smak jajek stał się dla mnie wręcz nieznośny, czerwona papryka zyskała w tym samym czasie miano nieziemsko słodkiej warzywnej rozpusty.

Nie będę pisał o specjalnym 'czekaniu na zmiany z dala od kuchni', ponieważ takiego nie miałem. Jeść trzeba więc gotowałem i piekłem, smażyłem i kucharzyłem. Kiedy finalnie przepracowałem kwestię 'straty' zaczęło mi się jednak wydawać... że zwariowałem. Kąciki ust w momencie, kiedy piszę te słowa zaczęły mi się podnosić... jestem siebie wart! = na zdrowie! Przy którymś obiedzie zaczęło mi się wydawać, kontynuując, że czuję nikły, dziwny zapach na rękach po pokrojeniu czosnku. Nie był to zapach, który pamiętałem z przeszłości więc co chwilę utwierdzałem się w przeświadczeniu, że jestem na równi pochyłej do obłędu. Nie byłem. Węch zaczął stopniowo powracać i chociaż trudno mi określić w jakim jest stanie obecnie - jest, że ujmę rzecz z rozbrajającą, bezczelną infantylnością mnie godną. Jak stwierdzić czy wyjęte z pralki pranie pachnie bardziej czy mniej niż to sprzed dwóch lat? Zakładając oczywiście, że pranie sprzed dwóch lat nie zostało szczelnie zamknięte w worku i nie otwieram puszki Pandory teraz.
Mam wszystkie zmysły!

Wpis dedykowany Cieniom Przeszłości.

środa, 9 maja 2012

Mangiamo


09.05.2012 dalej nie radziłem sobie ze świadomością, że mogę wrócić do 'Aromatycznego', pisałem tak na nowym blogu:

Rozpoczynam nowy blog, przede mną nowa przygoda. Zabawnie patrzeć na niezapełnione, wirtualne miejsce.
Z jednej strony całość wydaje się nierzeczywista/wirtualna właśnie, z drugiej wiem, nauczony doświadczeniami prowadzenia blogowych zapisków kulinarnych, że bardzo namacalna - dzięki Wam, przyszłym Czytelnikom/Czytelniczkom.


Gotuję, bo lubię, szczególnie dla innych. Uśmiech i ciche pomruki, świadczące że danie smakuje to dla mnie największa nagroda za trud włożony w przygotowanie posiłku. Gotuję, bo sam także lubię dobrze zjeść a czas spędzony w kuchni mnie relaksuje. Sporo myślę o jedzeniu, jego przygotowaniu, pochodzeniu składników. Lubię czytać. W końcu często 'zjadłbym coś dobrego' i przenoszę się w fantazyjnie nakryte i zastawione stoły.

Mieszkałem w kilku miejscach, miastach, krajach. Aktualnie, od prawie roku przebywam w Holandii. Gdzie będę? Jeszcze nie wiem. W kuchni nieustannie ciągnie mnie w stronę Italii, włoskich wpływów widzę u siebie najwięcej. Blog jest osobisty, pisany będzie z tej perspektywy, posiłki na nim prezentowane jem sam lub w towarzystwie towarzystwa.
Allora... mangiamo?

Słów wstępu będzie wiele. Zapraszam do stołu.
-Mich-